Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochanie, tyś oszalała! Ona oszalała!... Co się z tobą dzieje?!...
— A to się dzieje, że nie zamierzam nadal być tu wyrobnicą i pozwalać się lekceważyć. Leon systematycznie ignoruje moje rozkazy, a ja dłużej tego tolerować nie będę.
W kwadrans później pani Szarkowskiej, która bez pozwolenia zerwała sobie pęk róż, Magda powiedziała:
— Stanowczo wypraszam sobie podobne rzeczy. Dziwię się pani, że będąc osobą kulturalną, mogła pani zrywać cudze kwiaty.
Pani Szarkowska, żona znanego lekarza i starsza już dama, oburzyła się:
— To ja wypraszam sobie wszelkie uwagi i taki ton.
— Na inny, wobec takiego postępku, mnie nie stać.
— Ach, to naturalne. Zapewne w jatkach zawsze takiego używają.
— Zgadła pani — spojrzała na nią z nienawiścią Magda. — Ale używają tylko w stosunku do amatorów cudzej własności.
— To bezczelność! — wrzasnęła pani Szarkowska. — Pani może mi najwyżej przysłać za te parszywe kwiaty rachunek.
— Za kwiaty i wogóle. Za kwadrans otrzyma pani rachunek, a konie na stację za pół godziny.
— Sama tu jednej sekundy dłużejbym nie została!
— Tem lepiej.
Magda pobiegła do kancelarji, wypisała rachunek, wydała dyspozycję stangretowi, by zajechał w jednego konia najgorszą bryczką i zamknąwszy się na klucz długo płakała.
Po wczorajszej wizycie w Radzieńcu nie zdołała jeszcze uporządkować w sobie sprzecznych wrażeń i postano-