Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę mi wybaczyć moją ciasnotę pojęć. Od tak niedawna zostałam ziemianką, że jeszcze nie nauczyłam się pogardzać ani pieniędzmi, ani pracą, z których... korzystam.
Pan Tomasz zaśmiał się z widoczną chęcią złagodzenia sytuacji:
— Narazie tylko Wysokie Progi i mój siostrzeniec korzystają z pani pasji do pracy.
— I to bardzo korzystają — podkreślił czemprędzej Ksawery — Doprawdy, droga ciociu, moja Magda wchodzi w ślady cioci. Nareszcie mam w domu porządek i ład. Pod tym względem też zyskałem prawdziwy skarb.
Nieznacznie otarł pot z czoła i zapytał:
— Jakże z tym lasem, czy wujaszek dostał prawo wyrębu?
Jednakże pani Klementyna nie dała się zagadać i nie zwracając najmniejszej uwagi na słowa siostrzeńca, zwróciła się znowu do Magdy:
— Korzysta pani, moje dziecko, przedewszystkiem z zaszczytu wejścia w sferę, której obyczaje, formy i moralność zbudowały to, co nazywamy kulturą. I to trzeba docenić. To trzeba zrozumieć. Jestem też przekonana, że z czasem to nastąpi. Narazie zaś przynajmniej należałoby gruntowniej pojąć przyjętą na siebie rolę i grać ją lepiej. Przypuszczam, że pani sceniczna przeszłość będzie znacznem tu dla niej ułatwieniem.
— Owszem — skinęła głową — zanim przejmę się swoją nową pozycją, postaram się zastosować do rady szanownej pani. Postaram się naśladować moralność, obyczaje i formy sfery, do której miałam zaszczyt wejść. Wzorków mi nie zbraknie. Znajdę ich dość, choćby w rodzinie mego męża.