Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tembardziej, że plotkowano również, jakoby Ksawerego łączyły kiedyś z Astrą bliższe stosunki, chociaż sam Ksawery żarliwie temu zaprzeczał.
Panna Astra okazała się przystojną, wysoką i dobrze zbudowaną panną. Przyszła pod koniec podwieczorku i siadłszy naprzeciw Magdy, zaczęła ją wypytywać o różnych aktorów, malarzy, kompozytorów i o stosunki teatralne, w których orjentowała się świetnie.
— Ostatniemi czasy — mówiła Magda — nie miałam z tem środowiskiem wiele wspólnego.
Rumieniła się przytem i usiłowała skręcić w jakiś inny temat, gdyż jak najprędzej chciałaby zapomnieć sama o swojej teatralnej przeszłości, a szczególniej dziko brzmiały szczegóły z tej przeszłości w tym starym dworze i to podczas pierwszej wizyty.
Astra jednak zdawała się nie spostrzegać intencyj Magdy, a w pewnym momencie wypaliła:
— Jakże się miewa uroczy Kamil Bończa?
Magda zbladła i wzruszyła ramionami:
— Nie wiem.
— Ale rozstaliście się, zdaje się, nie tak dawno? On podobno szalenie się w pani kochał. Tak, Bończa jest czarujący. Sama przepadałam za nim...
Astra zaczęła wyliczać zalety Bończy, a na zakończenie powiedziała:
— Nie ma pani pojęcia, jak zazdrościłam pani!
Ksawery siedział jak na szpilkach, purpurowy aż po białka. Wreszcie wybuchnął:
— Przestań, Astro, to nas nie interesuje.
Spojrzała nań ironicznie i chciała powiedzieć coś złośliwego, lecz poczciwa Ruta uratowała sytuację:
— Wiecie co? — zawołała. — Chodźcie do stajni, po-