Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierzono — zamąż, w związku z czem można było liczyć kiedyś w razie potrzeby na drobne pożyczki, a w każdym razie na splendor, wynikający z przyjacielskiego „tykania“ jaśnie pani.
Myśląc o swojem rozstaniu z życiem teatralnem, Magda nie odczuwała ani odrobiny żalu. Naprawdę nic jej z tym światem nie łączyło. Był dla niej tylko etapem, stopniem, szczeblem, przedsionkiem do uplanowanej przyszłości. W marzeniach już oddawna porzuciła teatr, a i obecna jego rzeczywistość była dla niej nawskroś nieważka, przypadkowa. Ogarniało ją przerażenie na myśl, że jej małżeństwo z Ksawerym mogłoby się rozchwiać. Byłby to cios, którego znieść jużby nie potrafiła.
Dlatego właśnie dość łatwo zgodziła się na nieodkładanie ślubu do czasu zakończenia tournée. Nie mogła jednak zerwać kontraktu i ślub musiał się odbyć nie w Warszawie, lecz w Krakowie i to skromnie, bez welonu, bez orszaku, bez wesela.
Ciężko przyszło Magdzie zrezygnować z takiego wspaniałego ślubu, o jakim marzyła od dziecka. W wyobraźni chwila ta, przeżywana po tysiąc razy wyglądała tak pięknie. Niestety, rozsądek kazał inaczej. Pomijając już kwestję tournée, należało ograniczyć się do cichego ślubu z dwóch względów. Popierwsze wystawna ceremonja i wesele kosztowałyby szalone sumy, a powtóre, nie wiadomo było, czy i jak zareagowaliby na zaproszenie znajomi, sąsiedzi i krewni Ksawerego.
To też ślub odbył się cichy, w małym kościółku krakowskim.
Ponieważ trupa teatralna musiała tu czekać trzy dni na oswobodzenie sali, aktorzy mieli wolny czas, a Magda swoje trzy „miodowe“ dni i trzy miodowe noce.
Ksawery przyjechał rannym pociągiem w niedzielę, a