Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieraz za kulisami, czy wśród koleżanek słyszała najbardziej nieprzyzwoite rozmowy, słowa ordynarne, tłuste anegdoty, ale w sposobie mówienia o tych rzeczach pani Aldony było coś tak żenującego, tak przejmująco bezwstydnego, że aż musiała ugryźć się w język, by nie odpowiedzieć jakiemiś ostremi słowami.
Cały szacunek, jaki nie tyle żywiła, ile chciała żywić dla matki narzeczonego, stał się teraz niepodobieństwem. Po wyjściu pani Aldony, która pożegnała Magdę namowami do „nieodkładania przyjemności na noc poślubną“, sprzeczne i męczące uczucia doszły do głosu.
Więc takie są te prawdziwe wielkie damy?... Ich wyniosłość i dobre manjery są zatem jakąś bezwartościową dekoracją, jak inflacyjne banknoty w portfelu Ksawerego. A przecież pani Aldona jest hrabianką z domu, wychowaną w klasztorze aż zagranicą, pochodzi z jednej z najstarszych i od wieków znakomitych rodzin.
Bończa kiedyś mówił:
— Trzeba od szeregu pokoleń przyzwyczaić się do swego wielkopaństwa, by móc sobie pozwolić na największy luksus, to jest na publiczne pokazywanie, że się jest świnią. Jeżeli odważy się na to człowiek nowy, niedostatecznie przeświadczony o swojej absolutnej niezależności od opinji, to go ludzie jako świnię ze wzruszającą konsekwencją zarżną na kiełbasy.
Nie, Magda nie brzydziła się panią Aldoną. Uważała ją tylko za rozwydrzoną, starzejącą się kobietę, nawet dość miłą, ale wymagającą pobłażliwego traktowania swoich dziwactw.
W każdym razie po tej rozmowie Magda czuła się pewniej na własnych nogach. Przekonała się, że już liczyć się nie potrzebuje. Bezsprzecznie, miała silniejszą od nich pozycję i sama czuła się silniejsza. Coraz wyraźniej zda-