Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieniądze, lecz pani Runicka co kilka zdań powtarzała:
— A pocóż ja mam do tego gbura jeździć?...
— Zatelefonuję jeszcze raz wieczorem — wściekły, chociaż wciąż uśmiechnięty zakończył Ksawery.
Położył słuchawkę i spojrzawszy na zegarek, wydał dyspozycję portjerowi. Kazał przynieść do swego numeru te rzeczy, które stale trzymał w Warszawie, to jest miejskie futro, frak, smoking, żakiet, wizytowe ubranie, odpowiednią bieliznę, obuwie, słowem wszystkie części garderoby, potrzebne w mieście podczas ciągłych przyjazdów i nieraz kilkudniowych pobytów.
Apartamencik na pierwszem piętrze składał się z salonu, alkowy i łazienki. Runicki przedewszystkiem rozebrał się i wziął kąpiel. W Wysokich Progach już od dwuch dni wodociąg był zepsuty i do kąpieli trzeba było grzać wodę w pralni.
Właściwie mówiąc, niepotrzebnie kazał przygotować swoje rzeczy. Po wiadomości otrzymanej w Towarzystwie Kredytowem stracił ochotę do wszystkiego. Zamierzał złożyć kilka wizyt w Warszawie i zaprosić kogoś ze znajomych na obiad do Bristolu, ale teraz wolał być sam.
Wyciągnął się w szlafroku na kanapie i zaczął rozmyślać. Sytuacja była bez wyjścia. Na dwóch tysiącach morgów Wysokich Progów wisiało więcej długów niż sam majątek przy dzisiejszych skandalicznie niskich cenach ziemi był wart. Dotychczas, a ściślej mówiąc, do ubiegłej jesieni spychało się najpilniejsze rzeczy drobnemi pożyczkami, jakie jeszcze skądkolwiek, od znajomych, krewnych, od żydów z Grójca dały się wyciągnąć.
Wszyscy oni w razie licytacji oczywiście grosza nie