Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic nie mówię. Czy masz zamiar i ojca poinformować o swojem postanowieniu?
— Tak, ale proszę cię, mamo, o jedno: zachowaj dla siebie te wiadomości, które masz o Magdzie. Jeżeli żywisz do niej teraz niechęć, to jednak licz się z tem, że cokolwiekby się stało, rozumiesz? cokolwiekby zaszło, ona i nikt inny zostanie moją żoną, a twoją synową. Pozatem jestem przekonany, że sama w niej się zakochasz...
— Ależ, ja nic nie mam przeciw tej dziewczynie. Uważam tylko za nonsens wasze małżeństwo, które zresztą napewno do skutku nie dojdzie...
Ksawery zmarszczył brwi:
— Dojdzie, albo sobie w łeb palnę. Teraz rozumiesz?
Wyraz jego twarzy musiał przestraszyć panią Aldonę, gdyż zawołała:
— Synku, kochanie! Jak możesz takie rzeczy mówić?...
Objęła go i zaczęła całować.
— Widzisz, mamo, — mówił, marszcząc brwi — Bardzo kocham ciebie i ojca też, bardzo przywiązany jestem do Wysokich Progów, ale jeżeli będziecie mi utrudniali małżeństwo z Magdą, bez wahania wyrzeknę się was i domu i pójdę choćby na karbowego gdziekolwiek. Klamka dla mnie zapadła. Wierz mi, mamo, że dzięki Magdzie, tylko dzięki niej odzyskałem chęć do życia i nadzieję, że uda mi się uratować i was, i siebie.
— Synku mój — rozczuliła się pani Aldona.
— A jeżeli chodzi o Magdę... Na miły Bóg, przecie niejeden już ożenił się z aktorką. To żadna hańba! Ludzie z najlepszego towarzystwa żenią się z girlsami.
Powtarzał jej z największem przekonaniem wszystko to, co sam sobie tak niedawno musiał wmawiać. Pani Aldona, widząc, że dalszemi sprzeciwami zraziłaby sobie