Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczywiście, mój drogi, tak głupia nie jestem. Jeżeli nie utrzymuje stosunków, to znaczy, że musiała je zerwać. Ale dlaczego?
Ksawery poruszył się niecierpliwie:
— Mieli jej za złe, że wstąpiła na scenę.
— Ach tak? — ucieszyła się pani Aldona — Więc to jacyś porządni ludzie. W mieszczaństwie też się to zdarza. No, powiedz, co?... Przemysł, kupiectwo?... Nie rób tajemnicy! Jesteś śmieszny z tą skrytością.
Ksawery wstał i upewniwszy się, że nikt nie podsłuchuje pod drzwiami, powiedział:
— Ojciec Magdy jest... kupcem, tak, kupcem mięsnym.
— Mięsnym?... Co ty mówisz?! To znaczy?...
— No, tak — rozłożył ręce. — Nic na to nie poradzę. Jest rzeźnikiem.
Wykrztusił to z siebie z najwyższym trudem. Wstydził się teraz spojrzeć matce w oczy i odwrócił się do okna.
— Jest bogatym, bardzo bogatym rzeźnikiem. Jednym z najbogatszych w Warszawie — dodał tonem usprawiedliwienia.
— To okropne — jęknęła pani Aldona.
— Ja myślę — wybuchnął.
— Synu drogi! — rzuciła mu się na szyję.
— Niechże mama mnie puści...
— Biedaku!
— Mamo! Uprzedzam cię, że żadnych perswazyj...
— Ależ ja — przerwała — nic nie mówię, synku drogi. Tylko wyobrażam sobie, jak ci z tem musi być ciężko... Córka rzeźnika! Boże!...
Z całej siły ścisnął jej rękę: