Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boże, — mówiła, trzymając go za rękę, gdy już znaleźli się sami — tak mi się trzęsą kolana.
— Dobrze, Magduś, dobrze. Przebierz się teraz, uspokój się i zaczekaj na mnie. Dobrze?
— Ale przyjdź prędzej!
— Jaknajprędzej — zapewnił ją serdecznie.
Niestety, musiała nań czekać przeszło godzinę. Ksawery zamknął się z matką w sypialni i tak, jak to sobie z Magdą ułożył, wygarnął od razu wszystko.
Pani Aldona słuchała w milczeniu. Wbrew przewidywaniom nie wzburzyła jej wcale wiadomość, że Magda jest aktorką. Zauważyła nawet:
— Jesteś, mój Wery, dość wielkim panem, byś się mógł z tem nie liczyć.
Natomiast uparła się, by wyjaśnił jej pochodzenie przyszłej synowej.
— Musisz przecie wiedzieć, mój drogi, kto jest jej ojcem?
— Jakąż to odgrywa rolę? — usiłował wykręcić się Ksawery — pochodzi z rodziny mieszczańskiej, ale w dzisiejszych czasach nie widzę w tem żadnej ujmy. Kocham ją i zgóry uprzedzam...
— Ależ synku! — przerwała — Poco się denerwujesz!
— Bo mama występuje z jakiemiś bezsensownemi zastrzeżeniami.
— Bynajmniej. Tylko chcę wiedzieć coś o jej rodzinie. Chyba to nic niezwykłego, że ludzie, z którymi zbliżamy się...
— Wcale nie zbliżamy się. Magda nie utrzymuje ze swoją rodziną żadnego kontaktu.
— Dlaczego?
— Zerwała stosunki.