Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło się ustalić, że całą biżuterię, do której była tak przywiązana, że te wszystkie odziedziczone po matce i babkach klejnoty zabrał pan Ksawery. Zabrał również ojcu kolekcję starych monet i zbiór tabakierek, złoto, nie wyłączając obrączek, i srebra, nie pomijając nakryć i świeczników.
Jeden pan Pieczynga nie wydawał się tem wszystkiem przybity. Przeciwnie, zacierał ręce, a nawet w rzeczywistości tego dnia i następnych rozmawiał pewniej.
Jakoż w sam przeddzień licytacji nadeszła wiadomość: rata Towarzystwa Kredytowego została uregulowana, procenty w bankach popłacone, Wysokie Progi jeszcze jakiś czas zostają w rękach dotychczasowych właścicieli.
I poszło wszystko dawnym trybem. Ustały najazdy wierzycieli, komorników, sekwestratorów, adwokatów. Wróciły maszyny rolnicze, krowy i stajnia, powrozy i resztki mebli, któremi jako tako połatało się braki. Praca w polu i w ogrodzie odbywała się zwyczajnym porządkiem, znowu zaczęli zaglądać goście już nie z pogrzebowemi minami. Tylko Ksawerego nie było. Siedział w Warszawie i tam załatwiał interesy, układał się z wierzycielami, pracował podobno, jak wół.
Zaczęły też różne o tym jego pobycie rozchodzić się plotki. Pierwsze przyniosła pani Mira Czerska. Wpadła do Wysokich Progów wprost ze stacji kolejowej, wzburzona i tak zdenerwowana, że, rozmawiając z panią Aldoną w żółtym buduarze, nie zwracała wcale uwagi na to, że w sąsiednim hallu słychać było każde słowo. Przedewszystkiem okazało się, że napróżno przesiedziała dwa dni w Warszawie, gdyż Ksawery wręcz ukrywał się przed nią. Nie stoi w Bristolu i nie mogła go znaleźć. Mecenas Zaremba, w którego kancelarji Ksawery załat-