Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cji i jej głębokim sensem były niekończące się wieczne plotki, nasilające się czasem w okresach większego podniecenia do skali intryg. W ustawicznych szeptach i najpoufniejszych naradach przeprowadzano rozwód państwa Runickich, żeniono Ksawerego, sprzedawano Wysokie Progi, wydalano pana Pieczyngę, zwalniano kucharza, pisarzy prowentowych, Leona, lokajczyków, pokojówki, ogrodnika, czy rybaka. Zdawano sobie sprawozdania z istotnych lub przewidzianych sprzeczek między Runickimi, przepowiadano zerwanie czy też nawiązanie stosunków z tem lub innem sąsiedztwem, postanawiano udzielić rady Ksaweremu, wpłynąć na pana Michała, odwieść panią Aldonę.
Słabą stroną tych wysoce dyplomatycznych układów i planów było to, że nigdy nie zostawały urzeczywistniane, a to z tej prostej przyczyny, że pani Aldona na wszystko odpowiadała uśmiechem, lub krótkiem: „Dosyć tych głupstw“, pan Michał wcale słuchać nie chciał, zaś Ksawerego bano się nawet zaczepić.
Bano się go z dwóch powodów. Przedewszystkiem: nikt tak jak on nie umiał dać odczuć rezydentom, że są tu na łaskawym chlebie i że zależą tylko od jego pańskiej łaski. W chwilach dobrego humoru pozwalał sobie na drwiny często bardzo dotkliwe, w chwilach złego potrafił krzyczeć gorzej, niż na służbę, nie znosząc przytem najmniejszych sprzeciwów. Powtóre zaś każde niezadowolenie Ksawerego odbijało się w stokrotnej skali na usposobieniu pani Aldony.
Od rana, zanim zapytano o pogodę i stan barometru, interesowano się humorem pana Ksawerego. Gdy tylko usłyszano jego poirytowany głos, pustoszał hall i taras, zielony salon i jadalnia: rezydenci uciekali do swoich pokojów i nie wychylali nosa. Jedno przed drugiem za