Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lotnym spojrzeniu zdążył zauważyć, że hrabia ma wielkie sińce pod oczami i że gryzie nerwowo wargi.
Do kościoła nie było daleko. Zatrzymali się u wejścia. Wyszedł ksiądz kanonik w czarnej kapie, pokropił trumnę, odmówił łacińskie pacierze i stanąwszy za krzyżem zaintonował pieśń żałobną.
Szli teraz wolniej. Przez groblę między stawami i przez wieś. We wsi ludzie stawali, zdejmowali czapki i przyłączali się do konduktu. Tuż za wsią był cmentarz. Przy wykopanym dole czekali grabarze. Maciej stanął opodal. Słyszał modlitwy, słyszał rozdzierającą melodię „Requiem“, hurkot sznurów na trumnie, a później dudnienie ziemi na jej wierzchu. Grabarze wzięli się do łopat. Dół się wypełnił, stopniowo wyrastał nad nim mały wzgórek. Mogiła. Mogiła jedynej bliskiej mu istoty. Nie, teraz trudniej niż przed tym było mu uwierzyć, że ona nie była jego matką...
Ktoś potrącił go w łokieć. Nawet nie odwrócił się. Ludzie się rozchodzili. Gdy rozejrzał się, nikogo wokoło nie było. Ukląkł na świeżym żółtym piasku i wpatrywał się w niewielki czarny krzyż, w przybitą doń tabliczkę blaszaną, głoszącą, że tu spoczywa śp. Michalina Zudra... Dalej były daty urodzenia i śmierci, ale już ich odczytać nie mógł. Łzy napłynęły do oczu, coraz ich było więcej, łaskotliwie i szybko zbiegały po policzkach.
— Matko, mateczko kochana...
Nie mógł wydobyć z siebie nawet szeptu, nawet wargi jego nie poruszały się, ale wiedział, że ona go słyszy. Myśli urywane kłębiły się pod czaszką, myśli czułe, myśli serdeczne. A potem i myśli rozpłynęły się w łzach i tylko w skroniach rósł ból coraz większy i w uszach szum jakiś.
Wstał z trudem, zatoczył się. Gdy doszedł do bramy, zauważył, że zapomniał czapki. Wrócił po nią, z jakimś otępieniem prawie z obojętnością spojrzał na mogiłę, starannie otrzepał czapkę z piasku i niespodziewanie poczuł głód. Od śniadania nic w ustach nie miał. Pomyślał, że pani Bartłomiejczykowa, u której się stołował, zapowiadała dziś na obiad peklowaną wieprzowinę. Musieli dlań zostawić. Tłusty, dobrze okraszony śmie-