Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gentną kobiecinę nie za coś innego tylko z tej przyczyny, że była jego matką, że był jej synem, że czuł się jej synem. Przecie nie dzielił się z nią ani myślami, ani zwierzeniami, przecie nic ich nie łączyło i nie mogło łączyć, przecie żadnej więzi między nimi nie było poza więzią tą właśnie, więzią rodzinną. Kochali się, bo i matka go kochała. Widział tę miłość w troskliwości, w czułej opiece, w drobiazgowej dbałości, w spojrzeniach serdecznych, czasami w łzach...
W łzach... Tak, zastanawiały go nieraz, nieraz zjawiały się w jej dobrych oczach bez powodu... Czyż bez powodu?... Czasami padały i słowa, które wydawały mu się nic nie znaczące. Mówiła: — Czy ty mi to kiedy wybaczysz... Albo: — Oj, znienawidzisz mnie jeszcze...
Wspomnienie to poderwało go. Usiadł na łóżku. Tak, teraz rozumie: ona o tym wtedy myślała.
— Więc jednak...
A jednak myliła się. Nie czuł do niej nienawiści. Przeciwnie, gdy teraz zastanawiał się nad jej życiem, które musiało być pasmem wyrzutów sumienia i głodu miłości macierzyńskiej, które przez jej błąd pozbawiło ją rodzonego syna i oddaliło go od niej na zawsze, — ogarniało go uczucie smutnej litości.
Stary zegar w kancelarii obok wybił jakąś godzinę i ledwie bić skończył odezwały się dzwony kościelne.
Z początku nie zrozumiał ich dźwięku, lecz już po chwili zdał sobie sprawę: to przecież na pogrzeb matki. Wstał, wcisnął czapkę na głowę i wyszedł.
Koło kuchennego skrzydła pałacu zebrała się już gromada ludzi. Służba pałacowa, sporo folwarcznej, rządca pan Bartłomiejczyk, młynarz Kuhnke, gorzelany Szelda i poważny Macieszak w komży z krzyżem w ręku. Baby kiwały głowami i popłakiwały.
Wbiegł na górę. Trumna już była zabita. Czterej fornale i kościelny zabierali się do jej znoszenia. Nie zeszli, na dole zebrało się więcej ludzi. Przyszły obie panny rezydentki i panna Kasia. Nim kondukt skręcił w aleję przyłączył się doń generał Niedziecki i hrabia Roger.
Idąc tuż za trumną, Maciej nie od razu go dostrzegł. W prze-