Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie umiem się kłócić.
— Jest pani bardzo tajemnicza. Ale proszę panią, niech pani chociaż po drugim akcie przyjedzie do teatru. Tynieckiemu naprawdę będzie przykro.
— Upewniam panią, że nie.
— Nie rozumiem pani — zaniepokoiła się Jolanta.
Gogo również nie pochwalał w duchu postanowienia Kate. Jej nieobecność w teatrze na premierze kuzyna oczywiście zwróci jego uwagę i uwagę wszystkich znajomych. Tego Gogo był pewien. I nie omylił się, gdyż wszyscy znajomi witali go pytaniem:
— A gdzie jest pani Kate?
— Nie czuje się dobrze i została w domu — odpowiadał.
Po drugim jednak akcie, gdy widownia trzęsła się od oklasków i od długotrwałych wywoływań autora i gdy okazało się że autor w teatrze jest nieobecny, Gogo nagle opanowany został niedorzeczną na pozór myślą:
— Kate dlatego nie przyszła. Wiedziała, że go nie będzie. Została w domu... I on jest tam z nią...
Krew uderzyła mu do głowy. Półprzytomny zaczął przepychać się między rzędami krzeseł ku wyjściu, potrącając ludzi i depcząc im po nogach. W przejściu złapał go za łokieć młody Czumski. Mówił coś o talencie, o Fredrze, o arystokracji, która i tak dalej...
Gogo nic z tego nie rozumiał. Uśmiechnął się potakująco a w głowie mu huczało:
— Ach, jakim byłem głupcem... Jakim głupcem...
Wreszcie uwolnił się od Czumskiego. W szatni długo przeszukiwał kieszenie zanim znalazł numerek. Wybiegł na ulicę i wskoczył do pierwszej napotkanej taksówki. Po pięciu minutach był przed domem. Spojrzał w okna. Tylko w sypialni Kate świeciło się.
— Ach głupcze, naiwny głupcze — mówił do siebie, wbiegając na schody.
Na pierwszym piętrze jednak zatrzymał się. Zastanie ich razem, zastanie, być może, w sytuacji nie pozostawiającej żadnych wątpliwości. I co wówczas?...