Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oczywiście pomimo całego nieporozumienia z Kate, ma wobec niej prawa męża. Jaki użytek z tego prawa należy robić? Pierwszą myślą było: zabić oboje. Zemścić się za to, że go tak haniebnie oszukali... Przyszła jednak refleksja: i co potem? Skandal, więzienie, nędza...
Otarł spocone czoło i przygryzł wargi. Namyślał się jeszcze chwilę. Nie, nie może tak postąpić, ale powinien wyzyskać ten atut, który zdobędzie, ten dowód winy Kate i przy jego pomocy ujarzmić ją, zmusić do zejścia z koturnów.
Otworzył drzwi, szybko przeszedł przedpokój, gabinet i wszedł do sypialni. Przed toaletą siedziała w szlafroku Marynia i zajęta była wyskubywaniem brwi.
— O Jezu! — zerwała się na jego widok.
— Gdzie jest pani? — zapytał ostro.
— Tak się przestraszyłam — odetchnęła służąca. — Pani nie ma.
— Jakto nie ma?!
— A no wyszła.
— Sama?
— A no sama. Przecież wszyscy państwo wyszli razem do teatru.
— Nie mówiła pani dokąd idzie?
— A nie mówiła. Może do kina, albo co.
— I nikt nie przychodził po moim wyjściu?
— A nikt.
— Cóż u licha Marynia każde zdanie zaczyna od A! — zirytował się. — I nie telefonował nikt?
— A skądże ja mogę wiedzieć? W kuchni telefonu nie słychać.
— Marynia nie w kuchni siedzi tylko tu mizdrzy się przed lustrem! — krzyknął i wyszedł zły z pokoju.
Po chwili wahania nałożył kapelusz. Wiedział, że Kate czasami bywała w cukierni na Polnej. Należało tam pojechać.