Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gotowa jestem założyć się, że już od dawna wszystko to pan uplanował.
— Nic nie ostoi się przed pani przenikliwością — przyznał.
— I dlatego tak pan śpieszył, by do wtorku urządzić willę.
— Zgadza się — wybuchnął śmiechem. — Jestem zdemaskowany.
Istotnie od kilku tygodni ułożył sobie ten projekt. W projekcie tym był jeszcze jeden i w dodatku najważniejszy punkt, ale tego już Kate nie domyślała się.
We wtorek po południu na herbatę przyszli jak zwykle Tukałło i Polaski, a później Strąkowski i Jolanta. Głównym tematem rozmów była oczywiście, premiera Tynieckiego, na którą wybierali się wszyscy.
Gdy przed ósmą zabierali się do wyjścia, Gogo, widząc że Kate zostaje, zapytał:
— Czy nie idziesz do teatru?
— Nie — odpowiedziała krótko.
— Sądzę, że Tynieckiemu będzie przykro — zauważył nieśmiało.
— Dlaczego nie chce pani być na premierze? — zaniepokoiła się Jolanta.
— Widziałam próbę generalną — wymijająco powiedziała Kate.
— Ależ Tynieckiemu oczywiście będzie przykro.
— Ach, czyż obecność lub nieobecność jednej osoby wśród tysiąca innych można zauważyć — wzruszyła lekko ramionami.
— W tym się musi kryć jakaś tajemnica — orzekła Jolanta. Niech pani powie, Kate, dlaczego nie idzie pani?
— Przecie pani sama mówi — zareplikowała Kate — że to tajemnica.
Jolanta jednak jeszcze nie dała za wygraną i żegnając się z Kate zapytała półgłosem:
— Pokłóciliście się?
— Z kim?
— No z Tynieckim.
Kate zaśmiała się: