Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli są tylko jednostronne — podkreśliła.
Spojrzał na nią i odwrócił głowę:
— A właśnie są takie.
— Nie podzielam pańskiego zdania. Widuję Kate w towarzystwie wielu mężczyzn i zapewniam pana, że żadnym z nich nie jest tak zajęta, jak panem.
— To jeszcze za mało.
— Jeszcze, ale czas pracuje dla pana.
Zaczerwienił się.
— Poza tym jesteście spokrewnieni. Oto bądź co bądź pańskie prawo.
— Też niewystarczające. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób mógłbym zwrócić się do mojej kuzynki.
— Zdawało mi się, że nie brakuje panu silnej woli.
Uśmiechnął się:
— Brakuje mi podstawy.
— Niech ją pan po prostu rozwiedzie. Trzeba zastanowić się nad sytuacją Kate. O ile wiem, nie posiada żadnego majątku. Wystarczyłaby pomoc finansowa, którą od pana, jako od kuzyna może przyjąć. Niepodobna przecież skazywać ją na mieszkanie pod jednym dachem z człowiekiem, który ją bije. Powinien pan zaproponować jej, by wniosła sprawę rozwodową. Może pan wystąpić z taką propozycją, nie składając oferty. Po prostu, jako kuzyn.
Potrząsnął głową:
— Od razu zamknie mi usta słowami: — Wcale nie mam zamiaru się rozwodzić. Skąd to panu przyszło do głowy.
— Powie pan, że nie tylko pan sam, lecz i inni są przekonani o jej złym pożyciu z Gogiem.
— To ją może tylko oburzyć.
— Więc jeżeli pan nie chce, mogę ja z nią się rozmówić. Zdaje mi się, że wierzy w moją życzliwość.
Zamyślił się:
— W każdym razie, pani Jolanto, wątpię, by zechciała mówić nie tylko z panią, lecz z kimkolwiek w ogóle o tych sprawach. Wydaje mi się, że stokroć wołałaby znosić najokropniej-