Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sze warunki niż narazić swoje sprawy prywatne na rozgłos i plotki.
— Ma pan rację — przyznała. — Kate jest taka.
— Więc widzi pani.
— Ale można postarać się wpłynąć na nią.
— Ja w to nie wierzę.
Milczał paląc papierosa.
— Jeżeli chodzi o sprawę rozgłosu — odezwała się Jolanta — to rozgłos powstałby wtedy, gdyby rozwód odbywał się wbrew woli Goga.
— Oczywiście.
— A czy nie można skłonić go do dobrowolnego ustępstwa?
— Nie sądzę.
— To jest człowiek słaby i bez charakteru — zauważyła Jolanta.
— Tak, ale zapomina pani o tym, że on ją kocha.
Jolanta zniecierpliwiła się:
— Miłość takiego bubka nie ma żadnego znaczenia.
— Dla niego ma.
— Jest pan zdania, że nie uda się skłonić go do przyzwoitego załatwienia sprawy?
— Nie wiem. Pomyślę o tym. W każdym razie tu widzę jedyną drogę wyjścia.
— Przesadza pan. Rozmówię się z Kate i zobaczy pan, że jakoś doświdruję się do jej wnętrza.
— Proszę panią tylko o jedno — zaczął.
— O co?
— O wyeliminowanie z tej rozmowy mojej osoby. Nie chciałbym, by wiedziała, by mogła się domyślać, że roztrząsaliśmy tę kwestię z panią.
— Mogę to panu obiecać.
— Dziękuję pani.
Wstał i pożegnał się. Po jego wyjściu Jolanta natychmiast zatelefonowała do Kate i umówiła się z nią na ranek.
— Mam do pani mnóstwo interesów — zakończyła rozmowę — przyjdę punktualnie o jedenastej.
Gdy nazajutrz przyszła, zastała Kate w łóżku. Domyśliła się