Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niż do uśmiechu, drżał na myśl, że zdradzi się swoim wyglądem. Widocznie jednak absurdalność domysłów Tukałły, dla wszystkich, nie wyłączając samego autora, była tak oczywista, że nikt ich nie brał na serio.
Rozmowa też gładko przeszła na inne tematy, po chwili zaś panowie zasiedli do bridge‘a. Przed samą kolacją przyszła Jolanta wraz z Tynieckim.
— Wpadliśmy tylko po drodze i na kilka minut — wyjaśniła. — Idziemy do pracowni tego pacykarza Poduńskiego, który swoimi dekoracjami ma zapaskudziś sztukę pana Rogera... Ale Kate!... Co się pani stało?
— Ach to drobiazg — wesoło odpowiedziała Kate.
— Miała pani katastrofę samochodową?
— Firankową, — poprawiła z uśmiechem. — Przyszywałam firankę i straciłam równowagę. Jeżeli ktoś jest niezgrabny, musi ponosić konsekwencje.
— I o podłogę pani się tak uderzyła? — z niedowierzaniem zapytała Jolanta.
— O wywrócone krzesło, z którego spadlam. Więc idą państwo oglądać dekoracje? Już są gotowe?
— Projekty proszę pani — powiedział Tyniecki. — Ale dlaczego pani sama zajmuje się takimi niebezpiecznymi rzeczami, przecie mogła się pani okaleczyć. To i tak pewno bardzo bolesne.
— Nie martwcie się o panią Kate — krzyknął od stolika Tukałło. — Wzięła swój rewanż. Nie wierzycie, to zażądajcie od Goga, by wam pokazał swoją sztuczną szczękę i wyjaśnił, co się stało z jego własnymi zębami.
Jolanta zbliżyła się do stolika:
— Nie rozumiem — powiedziała.
— Ach — zaśmiał się Polaski. — Sewer zmyślił zabawną historyjkę, że się małżeństwo pobiło.
— To istotne bardzo zabawne — zauważyła Jolanta nie spuszczając oczu z Goga.
Zabawili jeszcze kwadrans i wyszli. Gdy znaleźli się na ulicy, Jolanta powiedziała:
— Bydlę, och, bydlę!