Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To zastanawiające, Adamie — zwrócił się z poważną miną do Polaskiego.
— Co mianowicie?
— Zestawmy fakty: Gogo pije całą noc, co nie musi zachwycać jego małżonki. To raz. Przyjaciele przychodzą do nich i zastają ją posiniaczoną. Jego nie zastają, bo musiał lecieć do dentysty dla ratowania swoich zębów. To dwa. Jakież stąd wnioski?... Hę?... Potrząśnij swoją wyobraźnią autorską! Wprawdzie mamy informacje, że pani Kate spadła i potłukła się, oraz że Gogo zjadł swoją plombę, ale czy nie widzisz prostego rozwiązania?.. Co?... A więc scena wyobraża tenże gabinet zalany łagodnym światłem wiosennego ranka. Widzimy Goga, który wraca do domowego ogniska, wzdychając do jego Westalki i nie wiedząc, że przemieniła się duchowo w groźnego Hefajstosa. I oto, gdy lekceważąc matematyczne zasady linii prostej i fizyczne prawo grawitacji, Gogo spiralnym ruchem frywolnego bolidu wnika do pokoju, spotyka go w drzwiach ten oto piękny brąz, wyobrażający żółwia, w następstwie czego Gogo traci dwa siekacze, jeden kieł i trzy zęby trzonowe. Pragnąc się uchronić przed dalszymi pociskami, dąży do zwarcia. Pierwsza runda zaznacza się prawym sierpowym na twarzyczce małżonki, w drugiej Gogo idzie na deski. Kuchta, pełniąca podwójną rolę sędziego i sekundanta, zlewa go kubłem wody i liczy do dziesięciu. Przy dziewiątce Gogo się porywa. W następnych rundach traci resztę uzębienia i pogodny nastrój. Ostatnim wysiłkiem zwycięża żona przez k. o. w szczękę, pozostawiając na niej drugi ślad i wprost z ringu pędzi do najbliższego dentysty po sztuczną szczękę, by zdążyć na przyjęcie miłych przyjaciół i móc ich czarować pełnym wdzięku uśmiechem.
Śmiali się wszyscy, a Polaski powiedział:
— Nie, Sewer, mimo dość rozwiniętej fantazji nie mogę sobie takiej sceny wyobrazić. Pani Kate i bójka. To czysty nonsens. I Gogo... Nie, wybacz mi, ale dałbym głowę, że nie potrafi na żadną kobietę podnieść ręki, a już na panią Kate z pewnością nie.
Gogo, który przybladł podczas opowiadania Tukałły i uśmiechał się tak, że podobniejsze to było do skrzywienia z bólu