Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pozwolę sobie dziś znowu zrobić u pani seans literacki. Przyniosłem coś i chciałbym przeczytać.
— Napisał pan pierwszy rozdział nowej powieści?
— Nie, pani Kate. To coś innego.
— Tajemnica? — zainteresował się Gogo.
— Prawie.
Podali kawę, gdy przyszedł Chochla. Od progu już zaczął mówić o swoim tryptyku dla ratusza w Gdyni i o tym, że dostanie zań order. Minister Parkowski zachwycał się nim przez dwie godziny.
— Przydzielamy ci taką samą porcję — zastrzegł się Polaski — możesz o tym gadać dwie godziny, ale ani minuty dłużej.
Czas ten skrócił się jednak do dwudziestu minut, gdyż zjawił się Tukałło z Jolantą, wkrótce po nich Kuczymiński, potem Drozd i Strąkowski.
Drozd zaczął tłumaczyć technikę plagiatu w muzyce, wyjaśniając, że cały dowcip polega na zastępowaniu jednych dźwięków drugimi. Tukałło, który odznaczał się dużą muzykalnością, nie cierpiał jednak gdy o muzyce mówiono i dlatego przerwał Drozdowi:
— Znałem jednego człowieka nudniejszego od ciebie. Nazywał się Koticzka. Przychodził do pewnej kawiarenki w Krakowie, gdzie zbierali się dość ciekawi ludzie. W ciągu tygodnia wszystkich wypłoszył. Czy wiesz w jaki sposób?
— Domyślam się. Zachęcał cię do mówienia.
— Nonsens — niedbałym ruchem poprawił swój wspaniały krawat Tukałło — nonsens! Mnie nigdy nie trzeba zachęcać do mówienia. Ów Koticzka był chemikiem w fabryce perfum i usiłował nam wytłumaczyć, jak pachną perfumy dziś właśnie przezeń skomponowane. Myślę, że to nie było mniej trudne niż twoja mania paplania o muzyce. Stawiam trzy puste butelki przeciw willi na Rivierze, że któregoś dnia opowiesz nam swoją Trzecią symfonię, która poczynając od tej daty będzie się w historii muzyki nazywała Ostatnią symfonią Drozda, gdyż cię w trakcie opowiadania zamorduję i wyrzucę za drzwi twego trupa, dającego słabe oznaki życia.