Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zapytała, by zmienić temat: — Czy dzisiaj wystarczy pani twarz, czy muszę się przebrać?
— Ależ tak, kochanie. Chodzi mi o korektę linii biodra. Czy tu jednak nie za zimno??... Może wypije pani kieliszek wina. Grzanego, czerwonego wina?... Zaraz przyrządzę.
— Nie, nie. Dziękuję.
Kate zaczęła się rozbierać, a pani Jolanta jak zwykle asystowała przy tym obsypując ją zachwytami. Później drapowała na niej purpurowy szal z frędzlą i upozowała w ogromnym fotelu. Nie miała na sobie zwykłego kitla. Była w czarnym jedwabnym szlafroku z rozciętymi rękawami, odsłaniającymi ręce okrągłe smagłe i jędrne. Wzięła paletę i stanęła przy sztalugach.
— Wie pani, że Tyniecki wyjechał do siebie na wieś — odezwała się Kate. — Nie przeszkadza pani to, że mówię?
— Ależ proszę, mów kochanie. Więc wyjechał?... To dziwne.
— Dlaczego dziwne?
— Bo wydawało mi się, że żadna ludzka siła nie wyprawi go z Warszawy. Czyście mieli jakąś rozmowę?
— Owszem. Mówiliśmy o jego matce, która jest niebezpiecznie chora.
— Ach tak! Więc dlatego wyjechał.
— Tak sądzę.
Kate była przekonana, że wyjechał właśnie na skutek tej rozmowy. Było to jak wszystko co robił. Przemówiła mu do przekonania i po namyśle zdecydował się. Było to bardzo ładne z jego strony.
— Kuzyn pani, Kate, — odezwała się zza płótna Jolanta — to jest pierwszy niebezpieczny dla pani mężczyzna jakiego spotkała pani w życiu.
— To chyba żart — zaśmiała się niezupełnie szczerze Kate. — Nie czuję żadnego niebezpieczeństwa.
— Czuje pani.
— Ależ znam go od lat.
— I od lat wie pani, że on się w pani kocha?
Kate oniemiała. Co za oburzający nonsens! Kocha się! Oczywiście wiedziała, że ją lubił zawsze. I teraz i wtedy, gdy była dlań „jaśnie panienką“. Ale stąd do miłości jeszcze daleko.