Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podnieść pogodę swego małżeństwa, by dać do zrozumienia, że z Gogiem jest zupełnie szczęśliwa.
Trudno było stwierdzić o ile Tyniecki temu zechciał uwierzyć. Zachowywał poprawny dystans, pełny życzliwości, lecz nie skracający się do rozmowy o sprawach osobistych. Przesiadywał często u pani Jolanty, zaczął też bywać „Pod Lutnią“. Jego stosunek do Goga pozornie nie różnił się niczym od stosunku do wszystkich jego przyjaciół. Ilekroć nadawała się sposobność rozmawiali dużo, przeważnie o zagranicy, którą Gogo znał znacznie lepiej od Tynieckiego, a zatem mógł się tym popisywać.
— Zupełnie przyjemny z niego człowiek — mówił Gogo o Tynieckim — kto by się to spodziewał.
Co sądził Tyniecki o Gogu, wiedziała może jedna pani Jolanta, lecz do Kate to nie docierało.
Tymczasem pobyt jego w stolicy przedłużał się. Mijały tygodnie. Przed świętami Bożego Narodzenia Kate otrzymała od ciotki Matyldy list. Stara pani uskarżała się na coraz gorszy stan zdrowia. Pisała, że przed paru dniami miała niebezpieczny atak serca i że w związku z tym musiała na stale sprowadzić do Prudów lekarza, który nie ukrywa niepokoju i radzi wezwać specjalistę. Narzekała też na samotność.
„Mój syn — pisała — nie uważa za konieczne osiedlenie się w Prudach. Swoje synowskie uczucia zaspakaja jednym listem na dwa tygodnie. Otrzymuję je punktualnie co drugi czwartek z wieczorną pocztą. Mogłabym ich nie czytać. Są do siebie podobne i tak dalekie. Nie wiem czy go widujesz, bo jest w Warszawie. Uszczęśliwiłabyś swoją starą ciotkę, gdybyś bodaj na kilka dni wpadła do Prudów“.
Tegoż popołudnia na herbatce u Polaskiego Kate powiedziała Tynieckiemu:
— Miałam list od ciotki Matyldy. Pytała, czy widuję pana i skarżyła się na zły stan serca.
— Wiem o tym, że tam nie jest zupełnie dobrze. Dziś byłem u specjalisty, profesora Nierensa i wysłałem go do Prudów. Upoważniłem go również do wezwania z Berlina lub Wiednia te-