Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drobnych kwot i ponieważ nie posiadała żadnych dowodów, iż Gogo je robi, uważała za możliwe zdobyć się na to półkłamstwo.
Ponieważ milczał, dorzuciła na wpół pytająco:
— Sądzę, iż i pan miał jakieś relacje od swoich informatorów...
— Przykro mi — powiedział Tyniecki — że pani w ten sposób tę kwestię ujmuje. Proszę mi wierzyć, że ci moi, a raczej informatorzy mecenasa Himlera, to nie żadni szpiedzy czy detektywi, lecz jego koledzy po fachu, z którymi pozostaje w stosunkach. Państwo... mąż pani prowadzi dość eksponowany tryb życia i nic dziwnego, że mówi się o tym w Warszawie. Tą drogą wiadomości docierają do mnie. Czy pani posądza mnie, że kazałem śledzić męża pani?
Kate zarumieniła się:
— Nie posądzam pana wcale.
— Ale posądzała pani — uśmiechnął się gorzko. — Może na to zasłużyłem. Ale, da Bóg, przekona się pani kiedyś, że gdyby nawet tak było, nie plami to ani mego honoru, ani mojej... lojalności.
— Wierzę panu — powiedziała po prostu.
— Nie wiem, jak pani za to wyrazić wdzięczność.
— Ach, to chyba dla pana żadna niespodzianka. O ile wiem, zawsze wszyscy panu wierzyli.
— To inna sprawa. Tamto mi się należało. A to, co pani mi daje jest kredytem... Kredytem, który może nigdy nie zostanie pokryty...
Ostatnie zdanie wypowiedział z takim smutkiem, że spojrzała nań zdziwiona. Szedł z podniesioną głową na pozór taki sam, ale rysy mu się ścięły w ostre linie i skamieniały. Nagle przypomniała sobie słowa Jolanty:
— Gdy stoję przy tym człowieku, czuję się tak, jak bym stała przed zamkniętymi drzwiami, za którymi panuje zupełna cisza. Lecz wiem, iż dzieją się tam jakieś sprawy gwałtowne, potężne, tragiczne, jakieś walki olbrzymów. Wyłamałabym te drzwi, ale do tego nie starczy mi siły.
Jeszcze dziś w południe słowa te wydały się Kate prawie komiczne w swym patosie, który w zestawieniu z utrwaloną w pa-