Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mówił satysfakcji Strąkowskiemu i naraził się na dyskwalifikację honorową...
Gogo potarł czoło i wykrztusił z trudem:
— Wcale nie nalegam... Jeżeli nie chcesz... To nie należy do rzeczy przyjemnych...
— Wołałbym, byś zwrócił się z tym do kogoś innego — powtórzył Irwing.
— Naturalnie, naturalnie — powoli odzyskiwał równowagę Gogo. — Nie chcę cię trudzić.
Przygryzł wargi i po chwili dodał:
— I tak dałeś mi więcej dowodów życzliwości i... dobroci niż miałbym... prawo oczekiwać.
— Nie wiem o czym mówisz — z lekkim naciskiem odpowiedział Irwing. — Ale w każdym razie nie chciałbym, byś mylił się w ocenie mego stosunku do ciebie... Byś przeceniał ten stosunek. Dlatego powiem ci szczerze, że moje postępowanie często, bardzo często wynika z pobudek egoistycznych.
Mówił z pewnym wysiłkiem, ważąc i selekcjonując słowa. Gogo nie zrozumiał o co mu chodzi. Wołał jednak oddalić się od niebezpiecznego tematu i dlatego zapytał:
— Czy sądzisz, że mógłbym poprosić o zastępstwo Polaskiego i Kuczymińskiego?
— Przypuszczam, że tak — bez namysłu odpowiedział Irwing.
— Więc jeżeli pozwolisz, zaraz do nich zadzwonię.
Atmosfera dla obu była tak nieznośna, że obaj odetchnęli, gdy Gogo zaczął rozmawiać przez telefon. Zarówno Kuczymiński, jak i Polaski zgodzili się i obiecali wkrótce przyjść.
Po paru minutach wróciła Kate z panią Jolantą Horoszczańską. Spotkały się na ulicy i zaprosiła ją na kolację. Po nich nadszedł Tukałło, który dość bezceremonialnie przyprowadził swego znajomego, poetę gruzińskiego, pana Solinadze. Gdy już nakrywano w jadalni zjawili się Kuczymiński, Polaski i Chochla.
Przy stole wypito dużo alkoholu. Humory rozkręciły się. Większość towarzystwa po kolacji przeniosła się do gabinetu na kawę.