Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

biam, ja ani przez chwilę nie wierzyłem w nic złego o tobie, ja tak strasznie cię kocham, nie gniewaj się na mnie... Ja nie jestem taki zły, tylko nieszczęśliwy... Żebyś mogła wiedzieć jaki ja jestem nieszczęśliwy.
Szlochając oparł głowę na jej kolanach. Po chwili wahania Kate położyła ręce na jego włosach:
— Uspokój się Gogo i wstań. Nie gniewam się na ciebie. Wstań. Marynia wejdzie. Wstań.
Chwycił jej ręce i całował w uniesieniu:
— Jakaś ty dobra, jaka szlachetna... Jestem nędznikiem, bydlęciem. Ale tak cię kocham!
— Wstań. Gogo — powtórzyła łagodnie.
— Nie jestem ciebie wart, ja wiem — mówił gorączkowo... — Ale pomimo to nie pogardzaj mną... Ja się zmienię... Przysięgam ci. I ze Strąkowskim się pogodzę. Daję ci słowo, że mi to wcale nie przeszkadza, że ci przysyła kwiaty. Jakieś szaleństwo mnie opanowało. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Przebacz Kate, miej dla mnie trochę litości.
— Ależ ja się nie gniewam, Gogo.
— Na pewno nie? — patrzył jej w oczy z niepokojem i nadzieją.
— Na pewno. Wstań. Marynia idzie.
Podniósł się ciężko i zajął swoje miejsce przy stole. W obecności służącej rozmawiali o jakichś obojętnych domowych drobiazgach. Gogo jednak nie mógł pozbyć się wrażenie, że w Kate coś się zmieniło. Pozornie była taka jak zawsze, nawet się uśmiechała, w jej wzroku jednak wyczuwał jakby obcość.
Po obiedzie wyszła załatwić sprawunki. Usiadł do biurka z zamiarem wykończenia projektu tygodnika.
— Trzeba wziąć się do pracy — myślał — koniecznie do pracy. To nic nie robienie rujnuje mi nerwy.
Po chwili jednak w przedpokoju rozległ się dzwonek i na progu stanęła Marynia:
— Jacyś dwaj panowie do pana.
— Pan Tukałło?
— Nie, nieznajomi. Jeden oficer i jeden cywilny. To ich bilety wizytowe.