Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mój szwagier położył się o dziesiątej dwadzieścia. Pamięta to doskonale, bo przekręcając kontakt spojrzał na zegarek. Po chwili zasnął. Obudził go nagły hałas. Otworzył oczy i wprawdzie nic nie zobaczył, bo w pokoju panowała zupełna ciemność, ale wyczuł przesuwający się środkiem jakiś kształt. Ogarnęło go wręcz paraliżujące przerażenie. Nie mógł dosłownie poruszyć się. Zrozumiał, że jeżeli nie wyciągnie ręki do kontaktu i nie zapali światła, stanie się coś strasznego, a tu zdrętwiałe ręce nie były zdolne do najmniejszego ruchu. Wówczas nieludzki lęk, jak sądzę, właśnie lęk doprowadzony do szczytowego napięcia, stokrotnie wzmocnił jego wolę, skoncentrował pragnienie, a jedynym jego pragnieniem było: niech zapali się światło!
— I co?
— No i wyobraźcie sobie panowie — triumfalnie zakończył Rokieński — żarówka zapaliła się sama!
Powiódł wzrokiem po obecnych. Wszyscy milczeli.
— Siłą pragnienia zapalił lampę! — dodał, gotując się do ataku, gdyby spotkał się z niedowierzaniem. Nikt jednak nie powiedział ani słowa.
Po dłuższej pauzie Tukałło skinął głową:
— Tak, to najlepszy sposób. Ja sam nigdy inaczej elektryczności nie zapalam.
Pierwszy parsknął śmiechem Załucki, za nim poszli inni. Drozd aż położył się na stole, wywracając kieliszek.
Rokieński przeczekał burzę śmiechu. Nie był bynajmniej speszony, tylko urażony:
— Panowie już zdaje się za wiele pili — powiedział karcąco. — Wybaczcie, że nie dotrzymam wam dłużej towarzystwa.
Pożegnał się z ostentacyjnym chłodem i wyszedł.
— Doskonale wiem dlaczego Dodenhoff mu to zmyślił — odezwał się Załucki. — Cały sekret natym polega, że gościnne pokoje w Rokieni są piekielnie zimne. Po prostu chciał się przenieść na piętro.
— Szkoda, że poszedł — westchnął Tukałło. — Przewiduję dalszy ciąg tego niesamowitego zdarzenia. Mianowicie duch niemile zaskoczony nagłym oświetleniem rzucił się na kontakt i zgasił lampę, na to Dodenhoff znowu koncentruje wolę, na to duch