Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Miło mi panią poznać — zdawkowo powiedziała Kate.
— A ja jestem wręcz zachwycona! — wypaliła pani Jolanta. — Przez całą noc wszyscy mi opisywali panią. Ten cymbał Chochla rysował mi panią na serwetkach. No spójrz tylko, Gogo, jaką ty masz żonę!
— Co dzień patrzę i co dzień oczom nie wierzę — zapewnił Gogo.
— Kocham panią — zawołała pani Jolanta.
— Proszę państwa — uśmiechnęła się Kate — obiad jest na stole.
— Co widzę! — zawołał Tukałło — szpik na tostach! O Boże, czy aby nie zastygł!
Gogo nalewał kieliszki. Kate siedząc naprzeciw pani Jolanty przyglądała się dyskretnie. Nie robiła miłego wrażenia. Bardzo czarne włosy gładko rozczesane na środku głowy, uwypuklały czoło zbyt duże, skośnie przekreślone dwiema wązkimi liniami brwi. Wydatny orli nos, jarzące się oczy i małe lecz grube zmysłowe usta przy niezwykle białej porcelanowej cerze, nadawały tej twarzy wyraz zmysłowości, agresywności i przebiegłości. Szczupła i wysoka miała zbyt szerokie biodra i — co już w przedpokoju zauważyła Kate — kształtne, lecz może zbyt grube łydki. Cały dół jej postaci od pasa wydawał się znacznie cięższy i masywniejszy od góry, przypominając odwłok owadzi i nadając całej figurze wyraz jakiejś samiczności. Do swego wzrostu miała nieproporcjonalnie małe stopy i ręce i na pierwszy rzut oka mogła uchodzić nawet za nieładną. Natomiast nie podobna było odmówić jej dużego wdzięku z tymi ruchami żywymi i leniwymi zarazem i z głosem dźwięcznym i drażniącym.
Tukałło w swój zwykły sposób omawiał ubiegłą noc, nie żałując złośliwych przytyków nikomu.
— Powiadam pani — mówił, zwracając się do Kate — że już w trzeciej knajpie wszyscy wyglądali jak stado małp, wypuszczonych ze zwierzyńca na wilegiaturę. Strąkowski wył swoje wiersze o jakichś fioletach, Ali Baba dął w saksofon, Chochla tłumaczył jakiejś nieznajomej damie przy sąsiednim stoliku, że jest geniuszem. Pups obficie polana cocktailami płakała rzewnie: