Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zudry nie ma, lub, że już śpi. Nie umiała się jednak na to zdobyć.
— Zaraz poproszę — powiedziała i podała mężowi słuchawkę, mówiąc: — dzwoni Załucki. Nie pójdziesz?
— Mowy nie ma. Nie obawiaj się.
— Dziękuję ci, — pocałowała go w czoło. — Idę się rozebrać. Pójdziemy już spać, prawda?
— Tak, kochana, tak.
I odezwał się do słuchawki:
— Hallo, jak się masz Ali Baba.
— Słuchaj Gogo, posłałem po ciebie samochód. Za pięć minut tam będzie. Przyjeżdżaj natychmiast.
— Nie, nie mogę. Dzisiaj nie mogę. Bo co się stało?
— Nic się nie stało, ale jest bardzo wesoło. Zaraz przyjeżdżaj.
— Widzisz, mam moc roboty, to jedno, a po wtóre jestem już rozebrany. Siedzę w szlafroku.
— Więc się ubierz.
— Nie, nie. Jutro rano mam konferencję ze starym Irwingiem. A to, jak zwykle zaciągnie się...
— Więc obiecuję ci, że o pierwszej wszyscy pojedziemy do domu. Z „Pod Lutni“ już nigdzie nie pójdziemy. Poczekaj, bo Zbyszek wyrywa mi słuchawkę.
— Gogo, jeżeli zaraz nie przyjedziesz — rozległ się w słuchawce bełkot Chochli — to będziesz świnia.
Był już mocno zalany. Ktoś tam musiał otworzyć drzwi kabiny telefonicznej, bo w słuchawce rozległ się gwar i dźwięki muzyki. Gogo spojrzał na zegarek. Było dziesięć po dziesiątej.
— Naprawdę nie mogę, Zbyszku — powiedział mniej pewnie.
— Ach ty pantoflarzu!
— Mam robotę.
— Słuchaj, jest Adam, Tukałło, Jaś, Moniek, Drozd, no wszyscy. Jeżeli nie przyjedziesz, to zobaczysz, że sprzedam portret pani Kate temu parchowi i będziesz miał figę. A zresztą cóż ja cię będę prosił! Łaskę mi robisz, czy co?
Słuchawka przeszła znowu w ręce Ali Baby: