Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Prudy, pod Poznaniem umarła stara kucharka i przed śmiercią przyznała się, że jej syn, który tam służył jako lokaj jest prawdziwym Tynieckim, a jedynak Tynieckich, Ryszard czy Robert, bo już nie pamiętam, jest jej synem. Za młodu była ona mamką we dworze i korzystając ze sposobności zamieniła niemowlęta. Otóż przyjechał prokurator, przeprowadził śledztwo i wszystko się potwierdziło.
— Zdumiewające — odezwał się pan Irwing.
— Oczywiście — ciągnął jego przyjaciel. — Dotychczasowy panicz fora ze dwora, a dotychczasowy lokaj wszedł w posiadanie ogromnego majątku. Okazał się jednak wielkoduszny, bo tamtemu dał nawet jakąś rentę, by umożliwić mu małżeństwo ze swoją kuzynką, właśnie Pomianówną.
— Nieprawdopodobne — powiedział pan Irwing. — Wszystko to wydaje mi się jakąś plotką.
— Za autentyczność i ścisłość tych wiadomości ręczyć nie mogę. Ale opowiadano mi to w Poznaniu przed miesiącem. Kto mi to opowiadał?... Zaraz, zaraz... Wolinowski. Mówi nawet, że umyślnie jego żona jeździła do Prudów, by na własne oczy zobaczyć jak wygląda nowy Tyniecki. Nie zastała jednak ani dawnego ani nowego. Obaj dokądś wyjechali, zaś pytać nie wypadało. Zudra! No oczywiście. Właśnie dlatego zapamiętałem to nazwisko, że jest takie dziwaczne.
Stary pan Irwing poprawił się na krześle:
— Poczekaj. Wynikało by więc stąd, że jeżeli to nie jest plotkarski wymysł, ten jegomość, którego Fred widział w Zakopanem, jest synem kucharki, który był wychowany jako Tyniecki?
— Oczywiście.
— W takim razie dlaczego Tynieccy wydali za niego swoją kuzynkę?
— Tego nie wiem. Może już po ich ślubie rzecz wyszła na jaw. A może i cała rzecz jest zmyślona lub przeinaczona. Kto to w takich sprawach może wiedzieć?
Stary pan Irwing wpatrywał się w talerz, na którym leżał nietknięty kawałek combra zajęczego i bębnił palcami po stole. Po długim milczeniu podniósł głowę i spojrzał na syna: