Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziny. Gdy chciał urozmaicić swój jadłopis wymieniał u innych orłów prosiaki na zające, kury lub gęsi.
Podczas przechadzki odzyskał również humor i Polaski, dość, że przy kolacji wyłonił się znowu projekt pójścia do restauracji. Nie doszedł jednak do skutku wobec opozycji Kate.
— Mój mąż nie chce pójść — powiedziała. — Pan Fred, myślę, będzie tak dobry i dotrzyma nam towarzystwa, jeżeli go o to poproszę, pan Adam po to przyjechał do Zakopanego, by pracować i nie pić... a...
— A ja z konieczności poddają się dyktaturze pani Kate — zakończył Tukałło.
Następne dni upływały spokojnie. Nie zostało ich zresztą wiele. Kate i Gogo musieli wkrótce zabrać się do pakowania kufrów. Większość rzeczy mieli już zresztą od dawna w Warszawie, w pensjonacie, w którym postanowili zamieszkać do czasu wynajęcia i umeblowania własnego mieszkania.
W przeddzień ich wyjazdu Polaski oświadczył, że też wraca do Warszawy.
— I tak praca mi nie idzie, nie mam po co tu siedzieć.
— Powiedz raczej — poprawił go Tukałło — że masz po co tam jechać.
Polaski zamyślił się i powiedział:
— Oby sprawdziły się twoje złote słowa.
— Nie sprawdzą się, bądź spokojny — sucho uśmiechnął się Irwing.
Byli sami i mogli swobodnie mówić.
— O ile znam się na kobietach — zaczął Tukałło, wygodnie sadowiąc się na kanapie — o ile znam się, a wiecie, że jestem jednym z najlepszych ornitologów na świecie, muszę w danym wypadku przyznać rację Fredowi. Ta dziewczyna nie trafi do cudzych drzwi i wątpię, byś kiedykolwiek ośmielił się ją o to prosić.
— Nie mam tego zamiaru i...
— I to jest dowód twego rozsądku — podchwycił Tukałło. — Przyznam się wam, mili bracia, że nie podejrzewałem obecności na naszym globie podobnie precyzyjnych tworów przyrody. Materiał, gatunek gliny, wyśmienity, a już wykoń-