Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kate! — powiedział. — Czy gniewasz się na mnie?...
— Nie, Gogo.
— Jesteś aniołem.
Wyciągnął do niej ręce, a gdy podała mu swoje, przybliżył ją do siebie i objął z miłością.
— Byłem wczoraj obrzydliwy. Wybacz. Gdy dziś to sobie przypomniałem, czułem, że się rumienię. Wybacz, Kasieńko. To się już nigdy nie powtórzy.
Pochylił się, by ją pocałować. Nie cofnęła ust, ale instynktownie wstrzymała oddech, jak w nocy. Nie spostrzegł tego.
— Widzisz, Kate, ja wiem, że nie powinienem był upijać się, a tym bardziej niepokoić cię w nocy i pokazywać ci się w takim stanie, ale przypomniały mi się moje studenckie czasy za granicą i koleżeńskie biby... A później Paryż... Nie znasz tych rzeczy, więc nie wiesz, jak takie wspomnienia ciągną. Zwłaszcza, że się wtedy nie znało żadnych ograniczeń pieniężnych... To były czasy?... Ale dajmy temu spokój. Nie gniewaj się na mnie Kate. I nie miej do mnie żalu.
— Nie mam do ciebie żalu. Było mi przykro, przyznaje, ale nie chcę o tym pamiętać.
— Jesteś aniołem — powtórzył.
— A teraz jak się czujesz?
— Dziękuję ci. Nie świetnie wprawdzie, ale wyspałem się i to mi dobrze zrobiło. A ty pewno byłaś na spacerze.
— Tak, jeździłam z panem Irwingiem do Morskiego Oka.
— O?! Więc on już od dawna musi być na nogach?... Ma mocną głowę. Był najtrzeźwiejszy bodaj z nas czterech i to zdaje się on płacił. Muszę mu zwrócić.
Po obiedzie całym towarzystwem wyszli na pieszy spacer, podczas którego Tukałło udawał, że po raz pierwszy w życiu widzi Tatry i opowiadał niestworzone historie o orle, który pewnej góralce porwał prosiaka i świnkę, by na niedostępnym wierchu założyć hodowlę nierogacizny. Gdy w trzy lata później pewien alpinista zdołał tam się wdrapać, znalazł już sześć par starych świń i mnóstwo młodych. Tak zmyślny król ptaków zapewnił stałą i wygodną dostawę świeżego mięsa dla siebie i dla ro-