Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedzieć po co jest śnieg?... Dziwne pan rzeczy mówi. Pada i już.
Polaski omal nie zakrztusił się połykając proszek, a Tukałło wzniósł rękę nad głowę hieratycznym gestem i powiedział:
— Jeżeli pani nie wie, pani, mieszkanka Zakopanego, figurująca w księgach ludności stałej zimowej stolicy naszego Państwa, kto ma wiedzieć?... Biada ci Delirium, miasto starego Tremensa!
Staruszka spojrzała po uśmiechniętych twarzach Kate i Irwinga, machnęła ręką i podreptała do gospodarstwa.
— Patrzcie państwo — mówił dalej Tukałło. — Jak wiele się gada o celowości matki natury. Tymczasem taki śnieg. Patrzymy na śnieg po kilka miesięcy co roku i nikt z nas nie zastanawiał się nigdy nad tym, że jest on absolutnie nieprzydatny.
Kate zaśmiała się.
— Myli się pan. Jest bardzo potrzebny. I ręczę panu, że siedemdziesiąt procent ludzi w Polsce dało by panu na to pytanie natychmiastową odpowiedź.
— Niepodobieństwo. Bo zastrzegam się, że chodzi o użyteczność nie o fintifluszki w rodzaju lepienia bałwanów, czy jazdy na nartach.
— Oczywiście o użyteczność.
— Więc słucham.
— Każdy rolnik powie panu, że gdyby nie było śniegu, wymarzłyby oziminy. Nie tylko zresztą oziminy. Różne gatunki traw też nie wytrzymują silniejszych mrozów.
— Macte — bąknął z zadowoleniem Polaski.
— Hm — zmarszczył brwi Tukałło. — To jasne. Wszystkiemu winna śliwowica. Umysł zacieśnia się w ograniczonych horyzontach. Tylko ten młodzianek znosi jej działanie. Nie rozbił tam gdzie wozu na którejś serpentynie?
— Prowadził doskonale — zapewniła Kate.
— A mąż pani jak się miewa?
— Właśnie pójdę zobaczyć.
Goga zastała kończącego toaletę. Stał przed lustrem i pieczołowicie zawiązywał krawat. Wyglądał zdrowo i dobrze. Odwrócił się i w jego oczach dostrzegła niepokój.