Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z zaciekawieniem, gdyż nigdy dotąd nie była świadkiem podobnych wyznań powieściopisarza, czy wogóle artysty. Wprawdzie Szawłowskiego uważano za pióro raczej przeciętne, jednak i to było zajmujące. Wanda paląc jednego papierosa po drugim zdawała się zupełnie nie słyszeć tego, co mówił Szawłowski, co jednak nie zrażało go wcale. Porównywał postacie z różnych swoich utworów, mówiąc o nich tak, jakby wszystkie były powszechnie znane, niczem Zagłoba, czy Wokulski i to trochę irytowało Annę. Co kilka zdań zwracał się do niej, lub do Wandy z zapytaniem — prawda? — i mówił dalej, rzucając apodyktyczne zdania z temperamentem mówcy wiecowego. Anna nigdy nie przypuszczała, by ktoś mógł tak długo rozprawiać o sobie i nawet nie starać się ukrywać zachwytu nad własną osobą.
Ten potok wymowy został przerwany dopiero przyjściem nowego gościa. Anna już chciała skorzystać z antraktu, by pożegnać się i wyjść. Przyszła tu przecie, by podzielić się z Wandą swojemi planami, by nawiązać z nią bliższy kontakt, a tymczasem wysłuchiwała tyrad Szawłowskiego. Właśnie słysząc dzwonek i czyjś głos w przedpokoju, wstała i spojrzała na zegarek, gdy weszła służąca i zameldowała pana Dziewanowskiego.
W pierwszej chwili Anna poznała w nim tego bruneta w granatowem ubraniu, który nerwowo czytał plakaty w poczekalni Mundusu. Dopiero gdy się spotkały ich oczy, oboje jednocześnie się uśmiechnęli. Dziewanowski wydał się teraz Annie wyższy, przystojniejszy i bardziej interesujący, może dlatego, że w jego twarzy nie było obecnie tego zdenerwowania, no i dlatego, że po wymianie zdań między Wandą a Szawłowskim musiała nań patrzeć inaczej niż na kogoś obserwowanego przygodnie w miejscu publicznem.
— Jakże mi miło poznać szczęśliwą współzawodniczkę — powiedział niskim ciepłym głosem.

58