Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto, współzawodniczkę? — zdziwiła się Wanda.
— Wszakże pani otrzymała kierownictwo turystyki w Mundusie? — zapytał Dziewanowski.
— Tak — odpowiedziała, rumieniąc się bez żadnego rozsądnego powodu.
— Widzisz, Wando, ubiegałem się o to stanowisko i zostałem zdystansowany.
— Może poprostu wyprzedzony w kolejce — chciała złagodzić Wanda.
— Bynajmniej — zapewnił Dziewanowski — oświadczono mi wyraźnie, że przeważyły kwalifikacje pani. Widzi pan, panie Bernardzie, to jeszcze jeden ważki argument dla pana. Firma przecie nie dla pięknych oczu pani Leszczowej, nie dla nich, chociaż naprawdę są piękne, przyznała jej przewagę. Kobieta wchodzi w równe prawa z mężczyzną nie przypadkowo, lecz jako czynnik o świeższej od niego aktywności.
Szawłowski zmarszczył brwi, zamyślił się i zapytał:
— Jak pan to powiedział?
— Czynnik o świeższej aktywności — powtórzył Dziewanowski.
— Maryś — odezwała się Wanda — więc posady znowu niema?
— I to z mojej winy. Pan musi mieć do mnie żal — blado uśmiechnęła się Anna.
— Ani odrobiny. Zapewniam panią, że mam takiego pecha, który w każdym wypadku nie da mi zwyciężyć w konkurencji z kimkolwiek.
— Przedewszystkiem nie ma pan żadnego fachu — zawyrokował Szawłowski — ja osobiście uważam...
— Przepraszam — przerwał Dziewanowski — a czy może pan uważać nieosobiście?
— Otóż właśnie! Nie mógłbym. I dlatego nie gubię się w fikcjach rozdętego objektywizmu.
— To ma być nowa definicja mego stanu? — po-

59