Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówię, na szczęście, bo będę miał czas z panią pogadać — otworzył drzwi z prawej strony i wskazał je Annie — chodźmy tymczasem do mnie. Jest tu niezbyt elegancko, ale tylko tu czuję się możliwie. Reszta mieszkania to panopticum idjotyzmów Wandy. Chce pani zobaczyć?
— Ależ widziałam to — zaśmiała się. — Meble kubistyczne, lustra i sztuczne kwiaty.
— Co? — zdziwił się Stanisław. — Ach, prawda, pani była u nas przed trzema laty. Otóż śladu z tego świństwa nie zostało. Teraz jest, proszę uważać, „przestrzeń nieabsorbująca“.
Wytrzeszczył oczy i z komiczną irytacją powtórzył tajemniczym szeptem:
— Przestrzeń nieabsorbująca!
— Cóż to takiego?
— Nic.
— Jakto nic?
— Kompletnie nic. Niech pani zobaczy.
Przeszli przez trzy pokoje, w których prawie nie było mebli, a ściany, sufity i podłogi utrzymane były w jednakowym blado szarym kolorze, jak i bardzo nieliczne sprzęty. Grube, ciężkie zasłony na oknach i suknem wysłane podłogi sprawiały wrażenie poczekalni w rozgłośni radjowej, brakowało tylko tabliczek z napisem: „Zachować ciszę“.
— To jest przestrzeń nieabsorbująca. Nie absorbuje niczego oprócz kurzu. Kurzu zaś ani trzepać, ani wysysać odkurzaczem nie wolno: kurz bowiem daje „patynę trwania“. Rozumie pani? Patyna trwania! W jednym miligramie tej patyny trwania znalazłem przeszło dwieście gatunków bakteryj, z czego dwanaście chorobotwórczych.
— A dlaczego nazywa się to przestrzenią... jakże?...
— Nieabsorbującą?... Bo nie absorbuje uwagi. In-