Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i czekała. Minęło dziesięć minut, kwadrans, pół godziny.
— Ach, podły, podły — szeptała przez zaciśnięte zęby, raz po raz spoglądając na zegarek.
Nie mogła tu czekać wiecznie. Ale odejść nie mogła również. Cały plan przestałby być aktualny. Jej obecność u niego po tamtym telefonie da się usprawiedliwić tylko czemś istotnie ważnem: naprzykład zerwaniem. Jeżeli wyjdzie, a służąca powie Marjanowi, że była tu i czekała, ośmieszy się i poniży w jego oczach. Możnaby napisać kartkę, ale wówczas gotów pomyśleć, że wcale nie miała zamiaru zrywać, a postanowienie powzięła dopiero tu, z zazdrości...
Kilkakrotnie zdejmowała i naciągała zpowrotem rękawiczki i już znajdowała się w stanie zupełnego rozprężenia nerwów, gdy w przedpokoju rozległ się szczęk zatrzasku.
Drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty, prawie wesoły:
— Ach, to ty! — zawołał — w głowę zachodziłem, kto to może być, bo pamiętam, że wychodząc zgasiłem światło. Dobry wieczór, Wanduś!... Co ci jest?...
Stała nieruchomo, czuła że jest blada jak papier.
— Co się stało? — zapytał przerażony.
Jego oczy rozszerzyły się.
— Nic, nic...
— Jednakże... Jesteś taka blada? Może dać ci wody?
Potrząsnęła przecząco głową:
— Nie, dziękuję. Nic mi nie jest...
Gorączkowo poszukiwała w myśli pretekstu dość prawdopodobnego na usprawiedliwienie tego nieszczęsnego wyglądu i swojej obecności. Zerwanie miałoby teraz zupełnie inny sens, miałoby w sobie coś dramatycznego. A pozatem przywitał ją tak serdecznie... Co mu powiedzieć, co mu powiedzieć?... Cokolwiek, byle pręd-

123