Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szawie przynosi szczęście w grze Totowi. Obębniłem go na wcale okrągłą sumkę. Jego i jego przyjaciół. To są nader poczciwi ludzie.
Teraz dopiero przypomniałam sobie Tota. Aż sama się zdziwiłam, że mogłam o nim na tak długo zapomnieć. W istocie należało nad tym głębiej się zastanowić. Właściwie mówiąc Toto jest nudny. O czym z nim można rozmawiać?... Interesuje się sprawami, które mnie w gruncie rzeczy nic nie obchodzą. Zabawny bywa tylko wtedy, gdy udaję obojętną, zamyśloną, czy zajętą kimś innym. Wtedy umie się zdobyć na żywsze odruchy. Jeden ma walor niezaprzeczony: — gest. Przed rokiem, gdyśmy z Jackiem byli w Taorminie i napisałam do Tota, że tęsknię za Bloomsem (wówczas żył jeszcze mój kochany Blooms) Toto w przeciągu jednego dnia wziął paszport, wizy, i przywiózł mi samolotem Bloomsa. On, który tak nie lubi psa nawet w samochodzie! Wieźć go z Warszawy aż na Sycylię. I nie zapomniał o rurkach z kremem. Tak, on stanowczo ma swoje zalety. Ale nie potrzebuję ukrywać tego przed sobą, że już mi się trochę znudził. Wówczas w Taorminie zaimponował nawet Jackowi, który ostatecznie przyzwyczajony jest do objawów adoracji dla mnie ze strony wielu mężczyzn. Pamiętam, że powiedział mi wówczas:
— Myślałem, że on ci tylko nadskakuje, ale zdaje mi się teraz, że to musi być jakieś poważniejsze uczucie. Nie posądzałem go o zdolność do przeżywania uczuć poważniejszych.
Odpowiedziałam mu krótko:
— Ja go i nadal nie posądzam.
To uspokoiło Jacka. Z powagą pocałował mnie w rękę, mówiąc:
— Zawsze wierzyłem w twój instynkt i w twój dobry gust.
Ponieważ Toto tegoż wieczora wyjechał z powrotem do Warszawy więcej już o tym nie mówiliśmy. To był gest. Co prawda z Bloomsem w drodze powrotnej miałam moc kłopotu. Zginął