Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad sobą. Robiło to takie wrażenie, jakby mieli wcale nie zanadto przyjemną rozmowę.
— Tylko nie rozumiem dlaczego — zauważyłam — odbywali tę rozmowę w numerze, a nie w hallu, czy w restauracji.
— To mnie wcale nie dziwi — wzruszył ramionami stryj. — Domyślamy się co było tematem ich rozmowy, a takie tematy przyznasz, nie lubią narażać się na podsłuchiwanie, chociażby ze strony służby, czy przygodnych sąsiadów. Jeżeli o mnie chodzi, bynajmniej nie zmartwiłem się ich spotkaniem.
— Dlaczego?
— Dlatego, moja mała, że przy nadarzającej się sposobności, zapytam ją o Jacka.
— Powie stryj, że go zna?
— Ależ uchowaj Boże! Powiem, że widziałam ją w towarzystwie młodego dżentelmena, którego czasami spotykam. I postaram się z niej wydobyć, co o nim sądzi. W ten sposób nawiązać będzie można rozmowę na interesujący temat. Ponieważ zaś dam uroczej Betty do zrozumienia, że moja ciekawość ma podłoże zazdrości, w niedyskretnych pytaniach będę się mógł posunąć dość daleko.
Omówiliśmy te sprawy jak najszczegółowiej. Gdy już wychodziłam, stryj mnie zatrzymał:
— Aha, moja mała. Pozwól, że ci zwrócę z podziękowaniem pożyczkę. Oto jest tysiąc złotych.
Wcale tego się nie spodziewałam i próbowałam oponować.
— Ależ stryju, mnie wcale nie są potrzebne teraz pieniądze. To wcale nie jest rzecz pilna...
— Nie, nie — upierał się. — Najpilniejsza. Gdyby nie to, że na recepisie nadawczym trzeba podać nazwisko wysyłającego, przekazałbym ci te pieniądze pocztą do Hołdowa.
— Musiało się stryjowi ostatnio powodzić — zauważyłam chowając banknoty do torebki.
— Tak, kochanie. Widocznie tylko twoja obecność w War-