Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż byłem na uroczym spacerze, na przeuroczym spacerze z pewną czarującą damą. Rzadko która dziewczyna ma tyle wdzięku. A w dodatku inteligencja! Nieprzeciętna, nic nie przesadzę, gdy powiem że nieprzeciętna. Jak na Angielkę zwłaszcza. Bo ze smutkiem muszę ci wyznać, że dotychczasowe doświadczenia nie wyrobiły we mnie zbyt wygórowanego mniemania o inteligencji Angielek.
Serce zaczęło mi mocno walić w piersi:
— Stryju — szepnęłam — stryj ją poznał?
Zrobił zdziwioną minę:
— Tę panią, z którą byłem na przechadzce?... Ależ oczywiście, moja mała. Czy wyobrażasz sobie, że damy, których towarzystwa szukam, mogą należeć do kategorii kobiet spacerujących z nieznajomymi panami?
— Niechże stryj mnie nie męczy — jęknęłam żałośnie. — Czy ta pani to ona?
— Nie wiem kogo masz na myśli, ale nie potrzebuję z tego robić żadnej tajemnicy. Angielka owa nosi dźwięczne imię Elisabeth i używa nazwiska Normann.
— Ach, mój Boże! I jakże stryj ją poznał? Jaka ona jest? Co mówiła? Czy nie wspomniała o Jacku?
— Zaczekaj, mała, — uśmiechnął się. — Najpierw ustalmy chronologię i hierarchię twoich pytań. Więc przede wszystkim jesteśmy z nią jeszcze (Mam nadzieję, że wolno mi użyć pocieszającego słówka „jeszcze“) jesteśmy z nią jeszcze na stopie bardzo oficjalnej. Jak się pani podoba Warszawa?... Czy pani dużo podróżuje? I tak dalej w tym guście. Toteż na jakieś wspominanie o Jacku co najmniej za wcześnie. Chociaż nastręczała się do tego wspaniała i całkiem niespodziewana okazja. Czy ty wiesz, że Jacek jest w Warszawie?
— Jakto jest? — zaniepokoiłam się poważnie.
— Najzwyczajniej w świecie. Widziałem go przedwczoraj na