Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Stryj jest naprawdę niebezpiecznym człowiekiem — zaśmiałam się.
— Znajdujesz, że jeszcze?....
Przyjrzałam się mu. Pomimo siwych włosów, zmarszczek koło oczu i koło ust był uosobieniem męskości w pełnym rozkwicie. Gdyby nie to, że nigdy nie miałam pociągu do starszych panów i że się go jednak trochę (między nami mówiąc) boję, kto wie, czy nie potrafiłabym się poważniej nim zająć. Toż dopiero byłby skandal. Wyobrażam sobie minę papy!...
— Nie jeszcze, lecz dopiero teraz — powiedziałam z umiarkowaną zalotnością.
Musiałam go przecież jak najżyczliwiej do siebie usposobić.
Zaśmiał się z niejakim ukontentowaniem i, jaka klasa! Każdy inny dyletant w dziedzinie uwodzenia pozwoliłby sobie w podobnym momencie na jakiś śmielszy gest. On przeciwnie. Wstał i powoli nalewając sobie wino przez parę chwil był odwrócony do mnie plecami. Co za kokiet!
— Wyobraź sobie — zaczął tonem zwierzeń — że rzeczywiście czuję się diabelnie młody. Zaczyna mnie to niepokoić nawet. Przecież to już pięćdziesiątka, a człowiek zamiast być poważnym i czcigodnym dziaduniem ma wciąż zielono w głowie.
Zaprzeczyłam żywo:
— O, nie. Stryj nigdy nie miał zielono w głowie. Stryj jest jednym z najrozumniejszych ludzi, jakich znam. I właśnie dlatego do stryja przyszłam.
— A to zabawna historia — uśmiechnął się. — Jesteś chyba pierwszą kobietą na świecie, która przyszła szukać u mnie rozumu. Inne najmniej się tym interesują. Ale widzę z tego, że musiałaś wpaść w jakąś nieprzyjemną historię. Co?...
Usiadł znowu przy mnie i uważnie patrzył mi w oczy:
— No, przyznaj się — mówił. — Ten twój nudny Renowicki przyłapał jakiś list do ciebie od... Tota.
Czułam, że się zarumieniłam z lekka. Skąd on może wiedzieć?