Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wego, pani Rzecka zemdlała. Pojęcia nie masz jaki skandal! Warszawa cała trzęsie się!
— Niesłychane!
— A w dodatku wszyscy głowy tam potracili. Wyobraź sobie, stary chciał się zastrzelić, żeby nie Marta..
— A gdzie Roman?
— Właśnie! Roman siedzi w Poznaniu na jakimś zjeździe. Marta dziś depeszowała. Okropne. I wszystkie kufry im poprzewracali. Były już zapakowane, bo Marta z matką miały dziś jechać do Monte-Catini i nagle taki skandal!
— A poco mieli do mnie dzwonić?
— No, Marta myślała, że ty coś pomożesz, że masz stosunki z Kulczami, a przez nich, czy przez komandora Brzechwę, można wszystko zrobić.
— Co zrobić?
— Ach no, zwolnić Stacha z więzienia!
— Wątpię. Zresztą, jeżeli on naprawdę jest szpiegiem, to…
— Zawsze mówiłam, — wybuchnęła — że ten idjota całą rodzinę skompromituje. Mama była oburzona! Ledwie się zgodziła pojechać do generała Paltzena. Może przez niego… Co za wstyd, co za kompromitacja!
Była tak wzburzona, że drżała jej ręka. Gdy Andrzej podał szklankę wody, omal nie wylała jej na kolana.
— A czy podczas rewizji — zapytał — znaleźli jakiś materjały obciążające?
Nie wiedziała dokładnie, ale podobno w biurku Stanisława były jakieś dokumenty.
— Nie wiem, ale zabrali go do więzienia w Mokotowie, zakratowanym samochodem. Marta ledwie na nogach się trzyma. Taki skandal! Hrabia Rzecki szpiegiem! Z przejęcia od rana nic w ustach nie miałam.
— No, to w każdym razie musisz teraz coś zjeść — zawyrokował Andrzej.
— Och, dziękuję ci, doprawdy nie mogę. W takiej chwili…