Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

U Rzeckich bywał bardzo rzadko. Poprostu nie miał na to czasu Natomiast musiał złożyć wizytę pani Żabinie. Podczas „fajfu“ na Krakowskiem został jej przedstawiony.
Była to czterdziestoletnia dama z czarną aksamitką na szyi, mającą za zadanie ukrywanie zwiotczałych fałd skóry. Sposób obejścia, wyniosły i serdeczny zarazem, wspaniale zakonserwowana figura, krótko obcięte całkiem siwe włosy i twarz pokryta licznemi warstwami kosmetyków — składały się na całość wyzywającą i przykrą, jak przykra jest powierzchowność każdej kobiety wstydzącej się starzeć.
Powiedziała Dowmuntowi, że bardzo się cieszy, że go nareszcie poznała.
— Wiele słyszałam o panu od mojej Iry i muszę pana bliżej poznać. Bardzo byłoby mi przyjemnie zobaczyć pana u siebie. Najlepiej zaraz jutro. Dobrze?
Próbował się wykręcić, ale Żabina z taką stanowczością zapowiedziała, że czeka go jutro u siebie, że na bezapelacyjność jej tonu nie znalazł odpowiedzi.
Nazajutrz w południe, gdy przyszła Irena, przywitał ją wymówką:
— Ciekaw jestem poco wspomniałaś swej matce o mojej egzystencji?
— Bo co się stało?
— Wczoraj u Rzeckich wprost zażądała odemnie, bym jej złożył wizytę. Naraziłaś mnie na dwuznaczną sytuację.
— Nie rozumiem.
— No, przykro jest… Będę rozmawiał z matką córki, z którą, no, łączą mnie tak bliskie stosunki. Nie znoszę fałszywych sytuacyj.
Irena wybuchnęła śmiechem:
— Wcale nie fałszywa sytuacja! Cóż ty myślisz, że mama nie wie, że jestem twoją kochanką?
Oniemiał.
— No, nie rób takiej miny! Cóż w tem dziwnego?
— Jakto? Skąd wie?