Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jedno już wiedział napewno: kapitał jego będzie dawał zyski, nie prowadząc rabunkowej gospodarki.
Zjawienie się Dowmunta na giełdzie oraz na paru zebraniach gospodarczych nie pozostało bez echa. Otrzymywał wciąż propozycje lokaty kapitału i przedstawiono mu różne „murowane interesy“ i złotodajne kompinacje. Nie dał się jednak skusić.
W tymże czasie wstąpił do Rzeckich. Mieszkali na Krakowskiem. Prowadzili dom otwarty, przyjmując całą złotą młodzież stolicy, mieli bowiem córkę na wydaniu. Bywała tu również elita młodzieży akademickiej i z tej racji, że syn Rzeckiego, Roman, był jednym z jej przewódców i pomimo swoich lat zaledwie dwudziestu czterech, cieszył się opinją ideologa tej właśnie elity, grupującej się koło „Nowin Akadamickich“.
Starszy syn hrabiego, Stanisław, z lekceważeniem nazywał całe to towarzystwo „szczeniakerją“ i raczył opuszczać swój pokój jedynie w wypadku przybycia panny Żabianki, klasztornej koleżanki siostry.
Andrzej zdziwił się, gdy go tu spotkał i zawołał:
— Pana już mam przyjemność znać, apostole proletarjatu.
Pani Rzecka, wysoka siwa dama, skrzywiła się z niesmakiem.
— Zdaje się, — wycedziła, — że pan najwięcej ma racji, traktując to apostolstwo z pobłażliwą ironją. My, mój mąż i ja, nie możemy się niestety odnosić tak do niedorzecznych i gminnych wybryków Stanisława.
Nie mógł zaprzeczyć. Istotnie ta rasowa matrona i jej dystyngowany mąż, i ta młodzież, zapełniająca salon ekstraktem dobrego tonu i wyszukanych manier, istotnie, ta sewrska porcelana, mahoniowe antyki, słuckie pasy, Rembrandty i Van Dyck‘i — nie mogło to wszystko stanowić odpowiednich ram dla komunistycznych poematów światoburczego synalka.
Pani Rzecka ze smutną miną obszernie to wykładała Andrzejowi, dodając na zakończenie, że „my, mój mąż i ja“ w Bogu mają ostatnią nadzieję; że odmieni wy-