Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

minąć pułapki, by móc narzucić innym swój pogląd, by zmusić ludzi słabych do wytrwania.
Walka wymagała bezwzględnej wytrzymałości nerwów, kamiennej odporności charakteru, ześrodkowania wszystkich posiadanych sił.
Przypomniały się Andrzejowi pierwsze lata jego zmagań z przeciwnościami na Czarnym Lądzie, gdzie nietylko zębami i pazurami wywalczał każdą nową zdobycz, lecz nieustannie bronić musiał gruntu pod własnemi nogami.
Odezwała się w nim hazardowna żyłka gracza, dla którego normalną stawką jest samo życie.
Wprawdzie wówczas, w Afryce, treścią tego życia, jedyną treścią, była walka i tylko walka. Dziś szarpały jego duszą uczucia, myśli, pragnienia, których dawniej nie znał. Dziś już zżerały jego siłę, osłabiały rozmach decyzyj, przytłaczały bystrość spostrzeżeń, świeżo otwarte rany, piekące rany, na które nie znał lekarstwa.
A jednak potężnym nakazem woli zabarykadował przed sobą świadomość swych przeżyć wewnętrznych, a cały skupiał się w walce.
I tylko późnemi wieczorami, gdy wyczerpany opadał bezwładnie na łóżko, szeptał smutne słowa… Aż zmogła go ciemna niemoc snu.
Zrana znowu stawał do walki. Ciężki, ponury, zawzięty.
I tak szły dni za dniami.
Nie dawał sobie odpoczynku. Złe wiadomości sypały się, jak grad z jasnego nieba i współpracownicy bezradnie opuszczali ręce. Zaczęło się masowe zrywanie dawno zawartych umów, krętactwa klijentów w zobowiązaniach, raz po raz powtarzające się, pomimo starannych zabezpieczeń, akty zbrodniczego sabotażu, podpalenia składów, kradzieże korespondencji, pobicia funkcjonarjuszów.
Nie było wprost dnia, by „Adrol“ nie tracił w tej walce po kilka, a czasem kilkadziesiąt tysięcy.
Dowmunt zmienił się w jakiegoś „latającego Ho-