Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

męża, w tem tylko znajdowała pociechę. Smutek jej rósł i ból rósł, a ostatnie iskierki nadziei pogasły. Czy miała do niego żal? — Nie, ani odrobiny, czuła, że między nimi zawisła jakaś tragiczna tajemnica i cierpiała. A cierpiała bardziej, niż tego Andrzej mógł się domyślać, gdyż miała i inne nieznane mu powody.
Zresztą, cóż on wogóle wiedział o jej wewnętrznem życiu? Najwyżej, gdy jeszcze nie spała, całował jej obie ręce i spuściwszy oczy odchodził.
A jemu Marta wydawała się z dniem każdym dalsza, z dniem każdym bardziej cudza i godna najgłębszego współczucia, najczulszego pocieszenia, byle tylko…
Borykał się z sumieniem, co dręczyło go nieustannie i żądało ostatecznej decyzji, ba, ośmielało się mu tę decyzję dyktować!
Wówczas wpadał w bezrozumną pasję, walił w stół, wymyślał urzędnikom, lub zamknąwszy się w gabinecie tłukł się pięściami w skronie.
Żeby chociaż to sumienie nie bawiło się z nim, jak kot z myszą! Ale nie, — podsuwało mu raz to, a raz tamto rozwiązanie.
— Jesteś chrześcianinem, — mówiło — przysięgałeś, że jej nie odpuścisz aż do śmierci. To jest kobieta, z którą związała cię również i własna wola. Musisz odsunąć się od Ewy. To twój obowiązek. Nie wolno ci podeptać twoich zasad, na których zbudowałeś twoje życie, nie wolno ci podeptać uczuć twojej żony!
— Tak, — potwierdzał Andrzej — tak. Inaczej nie mogę, inaczej nie mogę…
I tu zrywała się w nim burza.
— Jakto! Wyrzec się Ewy, ukochanej, jedynej, najdroższej na świecie! Wyrzec się jej miłości!? Nie, nie, ponad siły!
— A jednak… — perswadowało sumienie.
Targał włosy na głowie i wargi zacinał od krwi.
I wówczas znowu odzywało się sumienie.
— Masz rację. Nie wolno ci wyrzekać się miłości, która tyle lat przetrwała. Nie masz prawa po raz wtóry po-