Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszyscy widzieli, co robi. Więc jakże mogły być zdania tak różne?
— Widzisz, Janku, każdy polityk ma swoich zwolenników i swoich przeciwników. Jedni bowiem uważają, że szczęście kraju polega na tem, co według innych, byłoby dlań nieszczęściem.
Chłopiec się zasmucił:
— Tak, rozumiem. Ale przecie każdy polityk robi to szczerze z przekonania. Więc jak można nazywać go renegatem i zdrajcą, jeżeli się nawet myli? Prawda?
Andrzej uśmiechnął się ze smutkiem:
— Niestety, Janku, ludzi idealnych niema, każdy człowiek ma grzechy. To też czasami spotykamy i takich polityków, którzy dla karjery własnej, przez chorobliwą ambicję, słowem z innych, niż dobro kraju, pobudek czerpią wskazówki dla swej działalności. Z drugiej zaś strony przeciwnicy polityczni często świadomie stawiają sobie nieszczere zarzuty i obrzucają się fałszywemi oskarżeniami.
— Ależ to jest nieuczciwie!
— Oczywiście. Dlatego też i o twoim ojcu mogły niektóre dzienniki pisać niepochlebnie.
— Zaraz, proszę pana, ale przecie musiały na czemś to opierać. Czy mój ojciec kogoś zdradził, czy był renegatem?
Dowmunt zawahał się. Czy ma prawo temu chłopcu odebrać wiarę w człowieka, którego ten uważa za swego ojca? Nie, stanowczo nie. Ale nie wolno też okłamywać go. Nieraz jeszcze w szkole i w życiu spotka się z tą kwestją. Lepiej, by sam o tem sąd sobie wyrobił.
— Co zarzucano memu ojcu, — zapytał Janek — niech pan mi powie.
— Twój ojciec był posłem. Należał do stronnictwa socjalistycznego, które znajdowało się w opozycji.
— To znaczy było przeciw rządowi?
— Tak. Otóż twój ojciec porzucił swoje stronnictwo i przeszedł do stronnictwa rządowego. Zmienił przeko-