Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siadłości w Afryce. Nie było to wszakże tak pilne, gdyż zima powstrzymała wiele rozpoczętych robót.
Przyszły zawzięte mrozy, jakich od dawna nie pamiętano. Śnieg zawalił ulice Warszawy, śnieg który zdawał się śpiewać, naciskany szybkiemi krokami uciekających przechodniów.
Po Bożem Narodzeniu mrozy jeszcze bardziej stężały. Rtęć w Celzjuszu opadła poniżej trzydziestu stopni, a ulice zupełnie opustoszały. Poza dom wychylał nosa tylko ten, kogo obowiązki do tego zmuszały.
A właśnie w wieczór Sylwestrowy Dowmuntowie musieli wybrać się do teściów. Państwo Rzeccy od lat tradycyjnie spotykali Nowy Rok w rodzinnem gronie i Andrzejowi nie wypadało psuć im uroczystości nieobecnością Marty. Sam nie lubił „familienfestów“ i dla Marty bał się zaziębienia. Opakował więc ją w futra tak, że wyglądała jak żywy błam i pojechali.
Nastrój był dość sympatyczny. Oprócz bliższej rodziny, zaproszeni byli państwo Truszkowscy i przemiły pan Niemira, weteran z 63-go roku, katorżanin i sybirak, który dziś przydreptał na Krakowskie, aż z Grójeckiej w podszytym wiatrem płaszczu weterańskim i teraz jeszcze twierdził, że zgrzał się. Opowiadał o mrozach syberyskich, o powstaniu, o przeżyciach w katordze, o ucieczce w tajgi… Słuchano go nie z tem cierpliwem zniecierpliwieniem, z jakiem zwykle słucha opowiadań ludzi starych, lecz z istotnem zainteresowaniem. Staruszek miał dar narracyjny, lubił tu i ówdzie koloryzować, tu i ówdzie dokomponować, jakby wiedząc zgóry, że słuchacze, chociaż spostrzegą te bezgrzeszne kłamstwa, zrobią wszystko, by im uwierzyć i nie psuć sobie tak malowniczej całości.
Wieczór utonął w ciepłym refleksie wspomnień, wspomnień czasów oczywiście lepszych, dni oczywiście pięknejszych, przeżyć — ma się rozumieć — donioślejszych.
Powrócili do domu późno. Służba już dawno spała.