Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Andrzej, jak zwykle przed położeniem się do łóżka poszedł na papierosa do gabinetu.
Na biurku leżała depesza.
Rozerwał nalepkę i zawahał się. Jakieś dziwne, bezsensowne przeczucie zaszeleściło z tego suchego papieru. Przeczucie jakichś potężnych targnięć, jakichś przełomów i gróźb.
Nie był przesądny, a jednak wolałby tej depeszy teraz nie czytać… Przecie dziś rozpoczął się nowy rok…
W drzwiach stanęła Marta:
— Wypaliłeś już papierosa?
Zawstydził się swego lęku:
— Nie, kochanie. Znalazłem tu depeszę…
Rozłożył chropowaty arkusik i rzucił okiem na podpis.
Manta, patrząc przez jego ramię, przeczytała:
„Jestem umierający — stop — rak — stop — przyjeżdżaj natychmiast — koniecznie — stop — Żegota.