Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Podobno ślepa kiszka, ale djabli wiedzą, mnie się coś zdaje, że to rak“. W post scriptum zaś prosił, by Andrzej w razie zjawienia się jakich nowych impedimentów wprost udał się do „Zezowatego“ (tak w gronie przyjaciół nazywano posła Kołkiewicza), a ten już wszystko załatwi.
Impedimentów jednak nie było. Z odręcznym listem premjera w kieszeni Dowmunt pojechał znowu do Katowic i w ciągu dwudziestu czterech godzin zamienił ten list na gotową umowę.
Dodało to jeszcze kilka godzin pracy do jego i tak już po brzegi zajętego dnia. Należało nagwałt organizować nowe przedsięwzięcie.
Wszyskie trzy gałęzi działalności „Adrolu“ rozwijały się pomyślnie. Nie znaczyło to, że wszystko szło gładko. Przeciwnie. Trudności i przeszkody spotykało się na każdym kroku, jednakże zarówno przygotowania handlu zbożowego, jak roboty inwestycyjne w rolnictwie i budowa stacyj węglowych posuwały się w równem tempem. Postępowała natomiast szybko odbudowa Ratyńca, gdzie inż. Barcikowski z jednej, a profesor Huszcza a drugiej strony dokonywali cudów.
W ogólnem katastrofalnem położeniu kraju, stan interesów Dowmunta był osobliwością, o której w sferach finansowych mówiono z początku z niedowierzaniem, a później z respektem.
Jednakże zasób kapitału zbliżał się do wyczerpania. Należało pomyśleć o sposobach uzyskania nowych funduszów, tembardziej, że Dowmunt upierał się przy doktrynie Forda i w miarę możności starał się pokrywać zapotrzebowania swoich przedsiębiorstw we własnym zakresie własną produkcją, by jaknajszerzej uniezależnić się od wahań na giełdzie, a w każdym razie wyeliminować możność zaciążenia nad kierownictwem „Adrolu“ czyjejś obcej woli.
Narazie przyjął wkład Romana i skapitalizował hipotekę Marty. Nie wystarczyło to jednak i Dowmunt zaczął się zastanawiać nad ostateczną likwidacją swojej po-